Poznań Triathlon - Jakub Waliszewski
Strona Główna » Aktualności » Poznań Triathlon – relacja z zawodów.

Poznań Triathlon – relacja z zawodów.


Poznań Triathlon – niewątpliwie cel numer jeden na ten rok. Cel, który postawiłem sobie jakoś rok temu, kiedy to też zacząłem przygotowania. Musicie wiedzieć, że jeszcze wtedy przepłynięcie 25 metrowego basenu kraulem było dla mnie nie lada wyzwaniem, a dwie takie długości objawiały się „zapaleniem płuc”. Tym bardziej czuje niesamowitą radość i satysfakcje zarówno z ukończenia zawodów, jak i czasu, który udało się osiągnąć w moim debiucie na tym dystansie. Jak było? Jak można nietypowo spędzić ostatnie godziny przed startem ? Czy zawody Triathlon Poznań zasługują na licencję IronMan ? O tym kilka słów poniżej….

 

Ostatnie chwile przygotowań do zawodów upłynęły dość nietypowo. Postanowiłem bowiem zorganizować sobie krótkie zgrupowanie w Płocku. Bardzo krótkie i bardzo nietypowe – wyjazd w piątek późnym popołudniem, zabawa na festiwalu Audioriver ( tak z głową, bo do godziny 3.00) i powrót o 8 rano do Poznania. Wiem, że niezbyt sportowo, wiem, że mało racjonalnie, ale jednak nie samym sportem człowiek żyje i czasem chęć pozytywnego naładowania się muzycznymi doznaniami, czy możliwość spotkania dawno niewidzianych znajomych, mogą dać większego kopa, niż klasyczna regeneracja. Wygląda na to, że mi przynajmniej dały 😉

 

W sobotę, zaraz po zamknięciu sklepu, udałem się na szybką pizzę (czasem można…baaa, nawet trzeba) i około godziny 15.30 już szykowałem się do krótkiej drzemki, która pozwoliła mi uzupełnić braki snu po Audioriver. Wieczorem zameldowałem się na Malcie na odprawie technicznej oraz w celu odebrania pakietu startowego i pozostawienia roweru w strefie zmian. Przy okazji odbioru pakietu, dałem się namówić bardzo miłym dziewczynom na wykupienie licencji (koszt 10 zł) i sklasyfikowaniu tym samym w Mistrzostwach Polski na dystansie 1/2 IM. Jak się okazało była to decyzja trafiona w „setkę”, o czym jednak później. Na odprawie przedstawiony został gość specjalny zawodów Chris McCormack, dwukrotny Mistrz Świata IronMan, żyjąca legenda triathlonu. Popularny Macca startował tego samego dnia w ćwiartce i przegrał o sekundę z Dariuszem Kowalskim. Na 1/2 miał być już bezkonkurencyjny…

 

Zostawiłem rower w strefie zmian i rzuciłem okiem na Jezioro Maltańskie. Trzeba przyznać, że cała Malta wraz z infrastrukturą i jej lokalizacją w samym centrum, jest czymś, czego Poznaniawi może zazdrościć wiele miast i to nie tylko w Polsce. Zachodzące nad miastem słońce oraz spokojna tafla wody, zdecydowanie pasowały do określenia “cisza przed burzą”. Burzą, której miałem być częścią i przyznam szczerze, że biorąc pod uwagę moją motywację, zdecydowanie bardziej celowałem w rolę błyskawicy, niż grzmotu 😉

Jezioro Maltańskie

Jezioro Maltańskie - Poznań Triathlon
Jezioro Maltańskie

 

Noc, biorąc pod uwagi panujące temperatury, upłynęła mi całkiem spokojnie. Przy każdym, nawet najmniejszym wybudzeniu, brałem odruchowo do ręki wodę mineralną i popijałem kilka łyków. Mając na uwadze temperatury, jakie miały nam towarzyszyć na trasie oraz to, jak zakończyło rywalizację kilku zawodników sobotniego dystansu (niestety hospitalizacja), prawidłowe nawodnienie organizmu wydawało się podstawą. Wstałem kilka minut po 6.00. Wszystkie rzeczy przygotowałem sobie tradycyjnie wcześniej i tradycyjnie o czymś zapomniałem. Tym razem o japonkach, które akurat były mi najmniej potrzebne. Na śniadanie bagietka z dżemem, dwa banany i w drogę.

 

Niedzielna atmosfera z całą pewnością nie była czymś, co można było nazwać Sunday Chill. Pełna koncentracja i lekka trema widoczna była na twarzach wielu zawodników. Nie ma się co dziwić, była godzina 8.00, a temperatura już nie zwiastowała lekkich zawodów. Sam byłem nieźle zestresowany. Może nie aż tak jak w Kołobrzegu, gdzie miał miejsce mój absolutny debiut w zawodach triathlonowych, a morze sprawiało znacznie bardziej złowrogie wrażenie niż Jezioro Maltańskie, ale jednak stres był. Czekał mnie dwukrotnie dłuższy dystans, piekielne upały i dużo większa liczba zawodników w wodzie (czyli to co budziło we mnie największy lęk). W strefie zmian spotkałem jeszcze Basię, dla której był to również debiut w „połówce” (wcześniej dwukrotnie mierzyła się z 1/4 IM w Sierakowie).

 

Nadeszła godzina „zero”. Jeśli coś zapamiętałem z gimnazjalnych lekcji historii to fakt, że Krzyżacy przegrali bitwę pod Grunwaldem między innymi dlatego, że pół dnia gotowali się w słońcu ubrani w ciężkie zbroje. Niewiele pamiętam, to fakt…. No nic, pamięć mam słabą, ale grunt to umieć wyciągać wnioski nawet z niewielkiej wiedzy 😉 Tak więc poczekałem z założeniem mojej neoprenowej „zbroi”, co by nie zagotować się jeszcze przed wejściem do wody.

 Triathlon Poznan pływanie

W wodzie ustawiłem się praktycznie na samym końcu. Mając na uwadze mój etap pływacki w Kołobrzegu, postanowiłem nie zawalać drogi lepszym pływakom. Jak się okazało był to mały błąd. Gdy wystrzeliły armaty, jezioro zamieniło się w „pralkę” i zaczęło się… Czołówka ruszyła, a ja jeszcze przez kilkanaście dobrych sekund powoli przesuwałem się do przodu. Błędem było również ustawianie się z prawej strony, gdzie podłączali się zawodnicy, którzy do ostatniej chwili trzymali się betonowego pomostu, lub stali przy brzegu. Zrobił się mały zator, który przez dobrych kilka chwil uniemożliwiał złapanie rytmu i płynięcie. W końcu jednak udało się, chociaż pierwsze 500 metrów było ciągłym lawirowaniem pomiędzy zawodnikami. I tu doskonale spisały się nowo zakupione okularki do pływania na wodach otwartych. To co tak bardzo zawiodło w Kołobrzegu (płynąłem niemalże po omacku w zaparowanych szwedkach), teraz dało mi komfort stałego śledzenia sytuacji na trasie. Dzięki temu niemalże całą trasę płynąłem w rytmie, nadrabiając pozycję w stosunku do startu. To cieszy, bo pływanie jest niewątpliwie moją najsłabszą stroną. Nerwowe były jednak nawroty, gdzie znów się kotłowało i kilka razy poczułem na sobie ciosy i kopniaki innych zawodników. Dodatkowo tempo było mocno rwane, gdyż każdy chciał zająć możliwie najlepszą pozycję na drugiej prostej.. Finalnie pływanie (1900m) ukończyłem z czasem 37:45, co dało mi 439 pozycję, a więc gdzieś w połowie stawki. Dobry prognostyk na przyszłość, ale nadal masa pracy na basenie przede mną…

 Triathlon Poznan pływanie

Pierwsza zmiana obnażyła mój brak doświadczenia. Zacząłem zdejmować piankę, nie zdejmując wcześniej zegarka. Efekt – nie mogłem zdjąć rękawa i dopiero ponowne włożenie pianki oraz zdjęcie zegarka załatwiło sprawę, ale też urwało kilkadziesiąt cennych sekund. No nic, kolejna lekcja na przyszłość. Nie było jednak sensu dramatyzować, było nieźle i trzeba było skoncentrować się na kolejnym etapie. Przede mną było 90 km etapu kolarskiego. Niesiony lepszym niż zakładałem wynikiem w pływaniu, obrałem kask, zapiąłem numer, szybko łyknąłem żel i ruszyłem na trasę.

 P54A5605

Trasa rowerowa zapowiadała się szybko. Już z sobotniej relacji Kasi wiedziałem, że nawrót za Kostrzynem jest szybszy z uwagi na wiatr wiejący w plecy. Zaraz po minięciu belki startowej pierwsze zaskoczenie – zagipsowany przejazd kolejowy popularnej kolejki wąskotorowej tzw. Maltanki. Również kolejne przejazdy tramwajowe na trasie zawodów były zagipsowane, za co należą się wielkie słowa uznania dla organizatorów. Trasa rowerowa praktycznie bez podjazdów, co w połączeniu z dwoma pasami ruchu w obu kierunkach, sprzyjała płynnej i szybkiej jeździe. Tak naprawdę był to zaledwie drugi raz, kiedy korzystałem z lemondki. Wcześniej podczas testów na 45 kilometrowym treningu, odczuwałem lekkie bóle mięśni górnej części ciała. Tym razem jednak było bezproblemowo i lemondka Bontragera pozwoliła mi komfortowo pokonać cały dystans. Z czasu etapu rowerowego jestem bardzo zadowolony – 2:38:53 na 90 km, pozwoliło mi osiągnąć średnią 34km/h, przy średniej kadencji 96 obr/min. Trzeba jeszcze trochę popracować nad siłą w nogach, a będzie jeszcze lepiej ! W głowie zadawałem sobie pytanie ile sił wystarczy mi na bieganie? Zwłaszcza, że było około dwunastej i słońce świeciło już bardzo intensywnie.

  Triathlon Poznan rower - Jakub Waliszewski

Czasem mówi się, że maraton to 12 kilometrowy bieg, poprzedzony 30 kilometrową rozgrzewką. Jest w tym dużo prawdy, ponieważ prawdziwy wyścig zaczyna się tam, gdzie pojawiają się pierwsze słabości. Podobnie i tutaj, najgorsze było dopiero przede mną. Tak jak i w Kołobrzegu, pierwsze metry biegania sprawiły mi ogromne trudności i kłopoty. Niestety ciężko wyperswadować sobie, że tempo, które wydaje się żółwie, jest jedynie złudzeniem powstałym na skutek przyzwyczajenia głowy do wysokich prędkości uzyskiwanych na rowerze. Starałem się jak najszybciej złapać rytm, wiedząc już, że prędzej czy później to nastąpi. Dlatego też tak ważne wydaje się być trenowanie zakładek, których ja zbyt wiele nie praktykowałem.

 

Triathlon Poznan bieg -Kuba Waliszewski

 

Około drugiego kilometra na trasie ustawiła się moja mama, która chyba pierwszy raz miała okazję kibicować mi na trasie zawodów. Nie wiem skąd, ale na kolejnych trzech kółkach miała już gwizdek, dzięki czemu doczekałem się swojego (i tu użyje terminologii kibicowskiej) „Janusza” 😉 I nie przeszkadzały mi nawet pytania na każdym okrążeniu, czy dobrze się czuję i czy aby na pewno dam radę. Hmm, no cóż taki urok mieć mamę lekarza-panikarza 😉

 

Tempo na pierwszych trzech kilometrach wynosiło odpowiednio 4:36, 4:42 i 5:03 min/km i spadało praktycznie do samego końca. Trasa w jakiś 80% była nasłoneczniona i gdyby nie trzy kurtyny wodne, trzy punkty żywieniowe i – to kompletne zaskoczenie – torby z lodem na trasie biegowej, byłoby bardzo ciężko. No dobra, i tak było, ale zawsze mogło być gorzej. Na trzecim okrążeniu pojawił się największy kryzys. Czułem, że mnie powoli odcina. Miałem jeszcze jeden żel, ale chciałem zatrzymać go na ostatnie kółko. Tempo 6:06 min/km na 15 kilometrze potwierdza, że powoli mój organizm wchodził w stan hipoglikemii. Na szczęście na 16 kilometrze był punkt z wodą, co pozwoliło mi na przyjęcie ostatniego żelu. Pomogło ! Ale nie tylko to. W tym miejscu chciałbym podziękować Kasi, Wojtkowi i Dawidowi za wsparcie na trasie. Butelki z wodą, klepnięcie w plecy, czy zainicjowane przez Kasie „ludzie, zróbcie hałas dla Kuby” i aplauz parunastu nieznanych mi osób krzyczących moje imię, pozwoliły mi zebrać siły na ostatnie kółko. Jeszcze raz wielkie dzięki dla Was, byliście wielcy !

 

Poznań Triathlon - Bieganie
Chłodzenie wodą – dzięki chłopaki !

 

 Ostatnia pętla była już lepsza. No może poza ostatnimi 2 kilometrami, gdzie moc znów zaczynała mnie opuszczać. Mimo wszystko wiedziałem już, że zaraz wszystko się skończy, odbiorę medal i będę mógł wskoczyć do zimnego basenu. Wiedziałem też, że czas będzie dużo lepszy niż zakładałem. Ostatnie metry, czerwona mata i meta. Czas 5:21:49 czyli o prawie 40 min lepiej niż zakładany plan minimum ! Czas na etapie biegowym – 1:59:16. Ogólnie uznałbym to za słaby czas jak na dystans ok. 21.7 km. (dystans nieco dłuższy od klasycznego półmaratonu). Jednak biorąc pod uwagę fakt, że biegłem go po 1.9 kilometrowym etapie pływackim oraz 90 km jazdy na rowerze, a do tego w przeszło trzydziestostopniowym upale, trzeba nieco inaczej spojrzeć na moje osiągnięcie biegowe.

Poznań Triathlon - Kuba Waliszewski

Poznań Triathlon - Jakub Waliszewski

 

Po przekroczeniu linii mety, kiedy już przestałem biec, poczułem w nogach cały dystans. Ból i naciągnięcia chyba większe, niż po zeszłorocznym maratonie. Trochę było mi głupio, gdy wolontariusz zdejmował mi chipa z nogi, ale po raz pierwszy w życiu czułem, że sam miałbym z tym problem. Na szczęście piętnastominutowa kąpiel w basenie z lodowatą wodą trochę polepszyła sprawę. W basenie dowiedziałem się też o dyskwalifikacji Chrisa McComarcka. Dziwna sprawa. Z jednej strony fajnie, że nie ma równych i równiejszych, z drugiej strony biorąc pod uwagę, że MACCA pojawił się tutaj w celu promowania triathlonu, szkoda, że nie mógł rywalizować do końca. Mimo wszystko obstawiam, że sędzia dyskwalifikujący Australijczyka nie do końca wiedział komu wymierza karę i po prostu chciał wykazać się nadgorliwością. Bywa…Jedno jest pewne, ze sportowego punktu widzenia MACCA nie będzie najlepiej wspominał Poznania. Podobno jednak wyraził chęć powrotu za rok, co na pewno cieszy. Nie oszukujmy się, ktoś kto wygrywa dwa razy Mistrzostwo Świata IM z całą pewnością nie lubi przegrywać, a chęć rewanżu ma wpisane w swoje DNA.

 

Zanim jeszcze zegar z czasem pokazał 6 godzin, na mecie zameldowała się Basia. Czas 5:52:24 – czyli rewelacja ! Jeszcze bardziej cieszy fakt, że tego samego dnia Basia wyraziła chęć przyłączenia się do „stajni” Małgośki ! Czekamy zatem na oficjalny debiut i trzymamy kciuki za dalsze treningi 🙂

Rowery Małgośka Team - Poznań Triathlon
Kasia, Basia i ja (Kuba) – czyli Tri zespół w komplecie 😉

 

Na koniec kilka słów o organizacji. Zasadniczo to całość można by podsumować jednym słowem – REWELACJA. Jeśli jednak już ktoś dotrwał do tego miejsca w mojej relacji, to myślę, że nie obrazi się jeśli rozwinę myśl. Poznań Triathlon był raptem moim drugim startem w zawodach triathlonowych. Wcześniej startowałem w kilkudziesięciu imprezach biegowych, dlatego też być może nie mam zbyt bogatych doświadczeń do porównań. Trudno jednak znaleźć coś, co mogłoby być lepiej zorganizowane. Sprawny odbiór pakietów, świetnie zorganizowane „miasteczko startowe”, dobrze zlokalizowane i zaopatrzone strefy bufetowe, a do tego klimat, który udało się stworzyć organizatorowi. Wielkie brawa ! Cieszy fakt, że taka impreza odbywa się w moim rodzinnym mieście, za co gratulacje należą się również dla władz miasta, a zwłaszcza prezydenta Ryszarda Grobelnego, który nawiasem mówiąc również startował w połówce. O skali wydarzenia niech świadczą liczby przedstawione przez organizatora: „Uczestnicy ENEA Poznań Triathlon potrzebowali ponad 6 ton owoców, 560 batonów energetycznych, rekordową ilość płynów: wody, napojów izotonicznych soków, coli oraz po zawodach – złocistego trunku. Na trasie ustawiono 3 kurtyny wodne, które chłodziły uczestników podczas trasy biegowej. Nie zabrakło też woreczków z lodem i basenu do schłodzenia organizmu na mecie. W strefie finishera zawodnicy mogli dodatkowo uzupełnić stracone kalorie. Przygotowano dla nich m.in. 2 tys. szt. pizzy, 3 tys. szt. hamburgerów i 430 kg ciasta drożdżowego. Wieczorem przed każdym startem odbyło się pasta party, podczas którego przyrządzono 850 kg makaronu z 1500 litrów sosów. „(źródło: http://poznantriathlon.pl/aktualnosc/215/Tworzymy_historie_czyli_podsumowanie_ENEA_Poznan_Triathlon). Więcej już pisać chyba nie trzeba.

 

Podsumowując. Moim zdaniem Poznań zasługuję na licencję IronMan ! Za rok 70.3 IronMan Poznań !

Na koniec jeszcze raz wielkie dzięki za wsparcie tym, którzy byli na trasie – mojej mamie, Kasi, Wojtkowi, Dawidowi, dziewczynom z Kobiety Biegają, jak i tym, którzy wspierali dobrym słowem. Co dalej ? Hmm, powoli wracam do treningów. Wczoraj siłownia i basen, a od jutra może wrócę do biegania (pęcherze powoli odpuszczają). Kolejny większy cel to poznański maraton. Wiem już też, ile pracy czeka mnie aby podjąć wyzwanie i zmierzyć się z pełnym dystansem IM. Mam jednak czas i motywację, a to najważniejsze 🙂

 

Pozdrawiam,
Kuba !

 

Poznań Triathlon - Kuba

 

PS.. Jako, że nie pożałowałem tych 10 zł na licencje, zostałem sklasyfikowany na 100 miejscu w Mistrzostwach Polski na dystansie 1/2 IM. Niewiele znaczy, ale fajnie wygląda 😉

 

Zobacz pełne wyniki Poznań Triathlon 2014